Metis Children: To, co nam zrobili, było przestępstwem przeciwko ludzkości | Opinie

Zawsze żyłem z pomysłem, że moja matka nas nie kochała, ale nie sądzę, żeby tak było. Urodziłem się w Kigali, Rwandzie, u afrykańskiej matki i belgijskiego ojca. W tym czasie Rwanda była pod rządami kolonialnymi przez Belgię. Władze belgijskie egzekwowały segregację rasową i zakazały małżeństw międzyrasowych w swoich koloniach. Zostałem sklasyfikowany jako „ludzki muł” lub pół-ras, jak się znaliśmy: dziecko, które nie wiedziało, do której grupy należą.
Mój tata zmarł, gdy miałem sześć miesięcy – a życie zmieniło się zasadniczo. Po pogrzebie mojego ojca mój brat został zabrany przez belgijskich urzędników i umieścił w katolickiej szkole z internatem w Kigali. Zabrali go, ponieważ moja matka była afrykańską, a my, jako Dzieci Metiszostały uznane za zagrożenie dla białego zakonu supremacji, na którym powstał projekt kolonialny.
Nawet nie powiedzieli mojej matce ani nie szukali jej pozwolenia. Szukała swojego syna, ale psy zostały na niej ustawione. Mój brat został przeniesiony do protestanckiej parafii w Burundi, gdzie musiał sam sobie radzić jako sługa, a później został wysłany do Danii.
Kiedy skończyłem trzy lata, a moja siostra miała pięć lat, zostaliśmy uznani za „niezależnych” przez władze kolonialne. Uważano, że moja matka nie była już potrzebna. Po kilku próbach zarządzenia policji i moja siostra zostaliśmy uprowadzeni i przeniesieliśmy do instytucji dla dzieci „mieszanej rasy”. Powiedziano mi, że moja mama próbowała je zatrzymać.
Zatrzymaliśmy się tam przez sześć miesięcy. Następnie zostałem wysłany do Belgii i umieściłem z rodziną zastępczą na wybrzeżu, podczas gdy moja siostra została wysłana na drugą stronę kraju. Zawsze dzielili rodziny. To było przestępcze. Dorastasz z niewłaściwym pomysłem swojej rodziny, nie wiedząc, jak się o nich czuć. Systematyczne deportowanie dzieci jest przestępstwem przeciwko ludzkości.
Życie na wybrzeżu
W Belgii dorastałem na wybrzeżu. Była otwartość, połączenie z resztą świata. Jednak rodzina zastępcza, z którą mieszkałem, nie była dobrze dopasowana. Matka doznała licznych poronień i chciała drugiego dziecka. Czułem się odizolowany i zignorowany, faworyzując ojca. Doprowadziło to do podziału. Dostałem rozdarte ubrania do noszenia, a oni nie dali mi pieniędzy na naukę. Jedyną rzeczą, która wciąż łączyła mnie z moim rodzeństwem, było to, że mój przybrany ojciec otrzymał opiekę nad nami wszystkimi. Kiedy miałem 11 lat, natknąłem się na nasze pliki i zacząłem je rozszyfrować. Znalazłem swój akt urodzenia, a pierwszym francuskim słowem, jakie kiedykolwiek spojrzałem, było „nielegalne dziecko”. Byłem wstrząśnięty.
Mieszkałem z rodziną zastępczą do 16 roku życia, a potem poszedłem na studia w Gandawie, gdzie nastąpiło powstanie studentów. Mój biologiczny ojciec pozostawił nam pewność nauki. Ponieważ byłem jego legalnym dzieckiem i uważałem za sierota przez państwo, otrzymałem podwójne dodatki od rządu. Poznałem długoterminowych przyjaciół i spotkałem aktywistów. Podjąłem pracę w organizacji, która zapewniła antykoncepcję i wkrótce zdałem sobie sprawę, że aktywizm był częścią mnie. Pomogłem stworzyć schroniska dla kobiet w Gandawie i forum dla dzieci, aby dzielić się swoimi problemami, podczas gdy próbowałem się liczyć z moją przeszłością.
W końcu nawiązałem związek z moim bratem i siostrą. Jednak nigdy nie mogłem mieć związku z moją matką. Kiedy znów zobaczyłem moją mamę, nie była to piękna rzecz.
Kiedy miałem 21 lat, otrzymałem dziedzictwo od mojego biologicznego ojca. Kupiłem mały dom w mieście i wykorzystałem resztę, aby pojechać do Rwandy. Poszedłem szukać mojej matki i ją znalazłem. Żywo pamiętam ustawienie. To było takie piękne. Wzgórza były pełne ludzi czekających na ponowne zjednoczenie. Przyjechałem, podobnie jak moja matka. Byłem z tłumaczem, który obiecał mi powiedzieć, co mówi. Jednak w miarę postępu naszego spotkania powiedział mi, że moja matka kłamała – powiedziała, że jest samotna, ale tłumacz powiedział, że ma męża i dwoje dzieci. To było jak torturowanie. Odwróciłem się, odszedłem i nigdy się nie odwróciłem. Nie mogłem sobie z tym poradzić.
Dorastaliśmy, kwestionując cechy naszych matek, czy była kochającą matką, czy łatwą kobietą, czy dbała o nas, dlaczego nas opuściła? Tak mi przykro, ale muszę z tym żyć.
Moment wszystko się zmieniło
Zawsze czułem, że miałem tajne życie i chciałem dowiedzieć się o mojej przeszłości. Studiowałem studia afrykańskie podczas pracy w pełnym wymiarze godzin w firmie technologicznej IBM. W 2007 r. Poszedłem na kolokwium, gdzie wykładowcy mieli akceptujący pogląd na kolonizację. W pewnym momencie dziennikarz powiedział, że był to miły czas, aby być w Afryce, ponieważ młodzi ludzie żyli swobodnie, ale nie z miejscowymi kobietami. Nie mogłem tego zaakceptować – zwłaszcza, że niewiele mówiło o dzieciach Metis, ich matkach i o tym, jak dotknęły ich kolonizacja, więc podjąłem działania.
Rozmawiałem z dyrektorem Centrum Badawczego i zażądałem badania szczególnie na belgijski kolonializm i jego wpływ na naród afrykański. Zgodził się. Dostęp do archiwów federalnych był trudny. Dokumenty o tym, kto przetransportował nas z Rwandy do Belgii, zostały spowite w tajemnicy. Jednak mój mąż, dyrektor ds. Prywatności, powiedział nam, do kogo napisać. Z kimś takim za mną wiedziałem, że się nie zawiodę. Ostatecznie archiwum zgodziło się zapewnić dostęp. Pęd wzniósł się, z wieloma grupami Metis, wymagającymi odpowiedzi.
Chciałem poznać jak najwięcej dzieci Metis, jak mogłem, aw 2008 r. Grupa młodszych i starszych osób mieszanych z Brukseli, Gandawy i Antwerpii zaczęła gromadzić zeznania i szukała finansowania. W 2010 r. Tematem uroczystości w Gandawie byli „mieszkańcy ludności belgijskiej kolonizacji”. W końcu opublikowaliśmy naszą książkę The Bastards of Colonization oraz wystawy i relacje prasowe. To był wybuchowy hit: pakowane miejsca, duża liczba odwiedzających i kontynuowała: dokument na temat telewizji regionalnej, w Belgii i w innych krajach.
Zebraliśmy podpisy, domagając się dostępu do archiwów. Stopniowo uzyskaliśmy wgląd w to, co nam zrobiło, zabezpieczyliśmy fundusze, osiągając rolę przywódczą.
Zbrodnia przeciwko ludzkości
Rozmawialiśmy w różnych parlamentach w Belgii, opowiadając nasze historie, prosząc o uznanie, dostęp do naszych plików i wsparcie w celu zrozumienia naszej historii. Chociaż ludzie zyskują wgląd w naszą historię, a Belgia niedawno wydała przeprosinyNadal pytam: „Jakie było ich uzasadnienie?” Jednak nie ma uzasadnienia uprowadzenia dziecka i wysłania go do życia z nieznajomymi za granicą. To jest przestępstwo.
Jest tak wiele historii o dzieciach Metis – i wszystkie są niesamowicie wstrząsające. Dzieci z byłego Konga Belgijskiego, obecnie Demokratycznej Republiki Konga, pozostawiono same w izolowanych instytutach, z dala od swoich rodzin, w wyjątkowo niebezpiecznych i wrogich środowiskach. Mój brat, który ostatecznie został wysłany do Danii, był idealną ofiarą wyzysku. Uciekł do Ameryki, gdzie mieszkał jako nieudokumentowany migrant, ponieważ do niedawna ambasada belgijska nie zapewniłaby jego dokumentów, mimo że był obywatelem belgijskim.
Przez wiele lat słowo „Métis” było skażone, ale próbowaliśmy odzyskać to słowo. To słowo powstrzymało nas przed osiągnięciem naszego potencjału. Nigdy nie możesz wygrać; jesteś tylko pomiędzy. Dlatego wybraliśmy własne słowo – i poprosiliśmy, aby Metis istniał bez akcentu na É. Państwo belgijskie musiało go przedstawić w oficjalnym holenderskim słowniku, tylko wtedy Rezolucję Metis można głosować.
Idąc naprzód, wielu z nas jest wzywając do odszkodowań, ale na różne sposoby. Dla mnie chcę zobaczyć finansowane studia, które pomogą nam zrozumieć naszą przeszłość. Jestem jednak na emeryturze, a wiele dzieci Metis ma ponad 70 lat. Trudno jest kontynuować walkę. Wsparcie organizacji takich jak African Futures Lab I Amnesty International oznacza dla mnie świat, ponieważ pomaga nam nadal opowiadać naszą historię.
Chociaż bycie Metis było trudne, doświadczenia ukształtowały to, kim jestem.
Poglądy wyrażone w tym artykule są własne i niekoniecznie odzwierciedlają postawę redakcyjną Al Jazeery.